Z plaży idziemy do tramwaju przy ul. Francuski Bulwar.
Okoliczne apartamentowce w budowie, ale jakby zawieszonej.
Spożywając piermieni w tym barze byłem świadkiem pościgu samochodowego – tak ostrego, że te na filmach gangsterskich to popierdółki.
Słowem pościg był na serio, na śmierć i życie.
Ul. Francuski Bulwar goniły dwa czarne samochody – stary i nowy Land Rover.
Pościg przeniósł się na ten placyk.
Samochody tak się na nim kotłowały, że tylko cudem nie rozpierniczyły baru i mnie z piermieniami na talerzu.
Po chwili samochody popędziły na wąskie uliczki między bloki i kurz opadł.
Przy sąsiednim stoliku siedzieli zbaranieni staruszkowie z dzieckiem.
Babcia zapytała „aaaaaa co to było”?
Dziadek wzruszył ramionami a na to wnuczek odparł bez namysłu: „need for speed!!!”.
Po konsumpcji poszedłem miedzy te bloki zobaczyć czy coś po pościgu zostało.
Śladów nie było żadnych ale podzielę się tzw. przestrzenią publiczną jaką tam zastałem:
Móóój, jest ten kawałek podłogi
Po co te linki?
Żeby obcy się na nich wieszali?
Nie wiem co to.
Może schron?