Berezwecz i Nikołajewo

[map kml=”http://czarnota.org/gps/2016_06_Berezwecz.kml” style=”width:1024px; height:850px; border:1px solid gray;”]

http://www.ziemiamielecka.pl/?p=6957
Dr Sławomir Kalbarczyk (IPN Centrala)
Zbrodnicza ewakuacja więzienia w Berezweczu w czerwcu 1941 r.

Berezwecz koło Głębokiego w województwie wileńskim był jednym z wielu miasteczek na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej. Niczym specjalnym się nie wyróżniał, poza jednym: mógł się pochwalić wspaniałym, zbudowanym w XVIII wieku kościołem i klasztorem zakonu Ojców Bazylianów – perłą barokowej architektury.

Położone blisko wschodniej granicy miasteczko zostało zajęte przez Armię Czerwoną już pierwszego dnia inwazji sowieckiej na Polskę – 17 września 1939 r. W październiku tegoż roku władze sowieckie zorganizowały w Berezweczu więzienie, zajmując na ten cel budynki klasztorne.

Więzienie w Berezweczu szybko zaczęło zapełniać się ofiarami terroru NKWD. Osadzano w nim, aresztowanych w okolicy, „wrogów władzy sowieckiej”: oficerów Wojska Polskiego, policjantów, urzędników państwowych, ziemian, „kułaków”, „graniczników”, członków konspiracji antysowieckiej oraz osoby, oskarżone o różne „przestępstwa kontrrewolucyjne”. Chociaż wśród uwięzionych byli przedstawiciele różnych narodowości, dominowali, jak się zdaje, Polacy. Los aresztowanych był straszny. Przebywali w zatłoczonych do niemożliwości celach, byli licho żywieni, stosowano wobec nich bestialskie tortury. Epilog prowadzonego w więzieniu śledztwa był rozmaity. Część osadzonych w Berezweczu – 500–800 osób najpewniej skazanych na karę śmierci – rozstrzelano i pogrzebano na polanie w pobliskim lasku. Innych wywieziono do obozów pracy przymusowej w głębi ZSRS.

Berezwecz, obecnie cześć miejscowości Głębokie na Białorusi.
Dawny klasztor Bazylianów malowniczo położony wśród jezior zamieniony na więzienie.

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,6846370,Mord_na_Polakach__Nieznane_groby_NKWD.html
Andrzej Poczobut, Grodno
Mord na Polakach. Nieznane groby NKWD

Szczątki zamordowanych Polaków odkryto w soborze w Głębokiem na Białorusi. Prokuratura nie zarządziła ekshumacji i mówi, że mordu dokonali naziści. Historycy: To zbrodnia NKWD

Szczątki Polaków znaleźli kilka dni temu wierni w trakcie prac porządkowych na terenie prawosławnego soboru Narodzenia Najświętszej Bogurodzicy. Obok kości były łuski (są z sowieckiej broni, m.in. pistoletu typu Nagan – twierdzi Jarosław Bernikowicz z lokalnego oddziału opozycyjnego ruchu O Wolność), a w resztkach ubrań – opakowanie po papierosach z warszawskiej fabryki Progress.

– Odkryliśmy 20-30 ciał. Pod nimi mogą być kolejne – mówi ojciec Siarhiej Gramyka, proboszcz soboru. Gramyka tłumaczy nam, że z powodu odoru kości zostały z powrotem przysypane ziemią. Nieoficjalnie wiemy, że zażądała tego miejscowa prokuratura. Proboszcz odprawił mszę w intencji pomordowanych.

– To zapewne szczątki polskich urzędników, inteligentów bądź oficerów, którzy zostali aresztowani przez NKWD po zajęciu przez Sowietów 17 września 1939 r. wschodnich terenów II Rzeczypospolitej – mówi białoruski historyk Igar Kuźniacou od lat zajmujący się badaniem działalności komunistycznego aparatu terroru. Według niego są informacje o rozstrzeliwaniu przez NKWD polskich więźniów w Głębokiem wiosną 1940 r. oraz w czerwcu 1941 r., tuż przed zajęciem miasta przez nazistów.

Las Borek, przylegający do Berezwecza, kryje liczne zbiorowe mogiły.

http://www.minsk.msz.gov.pl/pl/informacje_konsularne/mpn/berezwecz/

W okresie międzywojennym w zabudowaniach dawnego klasztoru Bazylianów stacjonował Batalion KOP Berezwecz. We wrześniu 1939 r. dawny klasztor Bazylianów został przejęty przez NKWD. W czerwcu 1941 r. podczas tak zwanej ewakuacji więzień doszło do masakry uwięzionych, spośród których kilkaset osób zamordowano w pobliżu klasztoru, część zaś zamurowano żywcem w celach. Kilka tysięcy więźniów popędzono drogą śmierci w kierunku Połocka. 25 czerwca 1941 r. NKWD dokonało masakry pod Mikołajewem k. Ułły nad Dźwiną.

Od lata 1941 r. w Berezweczu mieścił się niemiecki obóz jeniecki, w którym życie straciło ponad 27 tysięcy jeńców radzieckich i około 200 jeńców włoskich. Położony nieopodal Berezwecza las Borok był miejscem masowych egzekucji ludności polskiej i żydowskiej. 4 lipca 1942 r. Niemcy rozstrzelali schwytanych żołnierzy Armii Krajowej oraz księży: Bolesława Maciejewskiego (1897-1942) proboszcza parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny i Świętego Antoniego z Padwy w Postawach, ks. Romualda Dronicza (1897 – 1942) proboszcza parafii św. Jana Chrzciciela w Wołkołacie, ks. Adama Masiulanisa (1911 – 1942), proboszcza parafii św. Michała Archanioła w Łużkach, ks. dr Antoniego Skorko (1888 – 1942), proboszcza parafii św. Michała Archanioła w Woropajewie, o. Władysława Wieczorka (1903 – 1942), salezjanina z parafii Imienia Maryi w Parafianowie. W/w księża zostali beatyfikowani przez Jana Pawła II w 1999 r.

Upamiętnienie w Berezweczu wzniesiono w 2002 r. staraniem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Polski pomnik znajduje się obok upamiętnienia ofiar likwidacji głębockiego getta na północno – zachodnim brzegu jeziora Wielkiego.

Mogiła żołnierzy AK i polskich księży w lesie Borek koło Berezwecza

cd. artykułu „Zbrodnicza ewakuacja więzienia w Berezweczu w czerwcu 1941 r.”

Tak wiec krytycznej nocy z 23 na 24 czerwca 1941 r. w więzieniu znajdowały się dwie grupy więźniów: uwięzieni przed rozpoczęciem akcji deportacyjnej oraz aresztowani w ramach deportacji. Właśnie wtedy, kierując się otrzymanymi rozkazami, władze więzienne postanowiły dokonać egzekucji przewidzianych do rozstrzelania kategorii więźniów. Przebieg zbrodniczej akcji nie jest łatwy do odtworzenia. Wynika to z faktu, że znana obecnie dokumentacja NKWD pokrywa wymordowanie więźniów w Berezweczu iście grobowym milczeniem. Dramatyczne wypadki w więzieniu możemy zatem zrekonstruować niemal wyłącznie na podstawie wyglądu miejsca egzekucji i pochówku w kilka dni później.

Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa przebieg wypadków wyglądał następująco. Przed egzekucją NKWD-ziści wykopali w głębi dziedzińca doły, przeznaczone do ukrycia zwłok ofiar zbrodni. Następnie, w celu zagłuszenia odgłosów strzałów, włączono bardzo głośną muzykę. Po tych wstępnych przygotowaniach funkcjonariusze NKWD przystąpili do mordowania więźniów. Zbrodni dokonano w „klasyczny” dla sowieckiej policji politycznej sposób – po skrępowaniu rąk na plecach strzelano z pistoletu w tył głowy. O takiej technice zabijania świadczyły zarówno ślady po wlocie kuli widoczne na głowach ofiar, jak i wygląd pomieszczeń piwnicznych, w których dokonano mordu: grube, zakrzepłe kałuże krwi na podłogach, oraz ściany dosłownie „zryte” kulami. Dość zagadkową okoliczność stanowi fakt, iż ofiary zbrodni miały zadzierzgnięte na szyjach pętle z grubego sznura lub drutu. Przypuszcza się, że były one pomocne przy wyciąganiu zwłok z piwnic przez wąskie, piwniczne okienka. Ślady na zwłokach wskazywały, że przed zamordowaniem więźniowie byli bici, maltretowani i okaleczani. Część więźniów, o nieustalonej liczebności, zamurowano żywcem w celach więziennych. Zwłoki pomordowanych transportowano do dołów i tam układano rzędami twarzą do ziemi. Na koniec przykryto je warstwą ziemi – pospiesznie i niestarannie. Ofiarami zbrodni byli wyłącznie lub prawie wyłącznie mężczyźni, mieszkańcy wschodnich powiatów województwa wileńskiego: m.in. brasławskiego, dziśnieńskiego i postawskiego. Łączna liczba zamordowanych nie jest dokładnie znana, jako że nigdy nie przeprowadzono pełnej ekshumacji grobów, poprzestając na ich otwarciu i stosunkowo płytkich sondażach (po ucieczce władz sowieckich, w lipcu 1941 r.). Świadkowie, którzy oglądali doły śmierci, skłonni są szacować liczbę ofiar na 360–800 osób.

O drugiej nad ranem NKWD przystąpiło do ewakuacji pozostałych przy życiu więźniów. Wypędzono ich na podwórzec więzienny, jednak dopiero po 3 godzinach oczekiwania rozpoczęto formowanie kolumny marszowej. Na przedzie ustawiono niedawno aresztowanych, za nimi stanęli więźniowie z dłuższym stażem. Kolumna liczyła, według źródeł NKWD, 830, 855 lub 915 więźniów. Wraz ze skazanymi ewakuował się cały personel więzienia – z rodzinami i dobytkiem. Więźniowie, otoczeni przez eskortujących ich strażników więziennych, żołnierzy wojsk NKWD i milicjantów, ruszyli w kierunku Witebska.

Marsz odbywał się w bardzo ciężkich warunkach, w olbrzymim upale. Udrękę potęgowali eskortujący, nie dając więźniom nie tylko jeść, ale nawet pić. W tych warunkach co słabsi zaczęli zwalniać kroku, a nawet upadać. Dla opóźniających posuwanie się nie było żadnej litości: zabijano ich strzałem, uderzeniem kolby karabinu, przebijano bagnetem. Drogę, którą posuwała się kolumna, usłały ciała pomordowanych. Do zbiorowego mordu doszło w miejscowości Sierocino, gdzie w związku z ucieczką więźnia naczelnik więzienia Prijomyszew oraz 5 innych konwojentów rozstrzelali 27 (lub 32) więźniów.

Rzeka Dźwina w okolicy miejscowości Ułła

Współczesny most na Dźwinie między Ułłą i Mikołajewem.

Most drewniany zbombardowany przez niemiecki samolot prawdopodobnie znajdował się 500 m na prawo na przedłużeniu dróg które nadal są w Ulle (widocznej na zdjęciu) i Nikołajewie.

28 czerwca 1941 r. nastąpił ostatni akt tragedii, jaką była ewakuacja więzienia w Berezweczu. Kiedy kolumna przekroczyła Dźwinę w okolicach kołchozu Taklinowo (niedaleko Ułły; obecnie znajduje się tu miejscowość Nikołajewo) pojawił się niemiecki samolot i zbombardował drewniany most, który chwilę wcześniej opuścili więźniowie. Atak z powietrza wzbudził zrozumiałe przerażenie u ewakuowanych. Kolumna więźniów rozsypała się: ludzie starali się kryć wzdłuż drogi. Naczelnik więzienia tłumaczył potem, iż sądził, że więźniowie uciekają, wobec czego wydał konwojentom rozkaz otwarcia ognia. Od kul z broni maszynowej zginęło, według źródeł NKWD, 715 więźniów (rannych dobito strzałem z pistoletu lub bagnetem). Również i tutaj naczelnik więzienia brał udział w zbrodni. W czasie całego marszu zastrzelił on osobiście z pistoletu 55 osób. Więźniów, którzy ocaleli z masakry i zostali schwytani przez strażników skierowano do więzienia w Witebsku. Ci, którzy przeżyli, a nie zostali dostrzeżeni przez konwój, powrócili do Berezwecza, gdzie zdali sprawozdanie ze swych strasznych przeżyć. Godzi się wspomnieć, że absolutna większość zabitych

koło Ułły nie miała nawet wyroków (500 osób). Byli to więc, nawet z punktu widzenia sowieckiego prawa, niewinni ludzie.

Jak z tego, co napisano, wynika, łączna liczba zamordowanych w czasie ewakuacji więzienia w Berezweczu z pewnością przekroczyła tysiąc osób. A przecież była to tylko część obywateli polskich, zamordowanych podczas ewakuacji kresowych więzień przez NKWD latem 1941 r. Łączna ich liczba przekroczyła 10 tys. O tych, nieco zapomnianych ofiarach sowieckiego barbarzyństwa, powinniśmy pamiętać zawsze – nie tylko przy okazji okrągłych rocznic.

Nikołajewo, masowy grób więźniów Berezwecza zamordowanych przez NKWD.